STRONA GŁÓWNA

Rozmowy i współpraca - wywiad z wójtem elektem Andrzejem Lemańczykiem

Jaromir Śpiołek - Panie wójcie, zacznę osobiście. Czym jest dla Pana wygrana w wyborach?

Andrzej Lemańczyk - Nigdy nie chorowałem na stanowiska. Jeżeli podejmowałem się jakiś zadań, w tym zajęcia pewnego urzędu, to zawsze z potrzeby kręgu osób lub ze względu na propozycję od kogoś. Nie chodzi o to, że czekam, aż ktoś mnie wypchnie. Czuję, że jestem dobry i jeżeli jest taka potrzeba, to podejmuję wyzwanie.
Mam swoje wartości, nie zmieniam zdania, staram się umiejętnie rozmawiać z ludźmi. Nie szukam wrogów, bo jak mówi mądrość ludowa, oni sami się znajdą. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy mnie lubią, ale dla dobra publicznego trzeba odstawić na bok prywatne urazy i animozje.

J.Ś. - Czy nie zaskakuje Pana wynik? 4 procenty to niewielka różnica.

A.L. - Nie mogę wybiegać do przodu, bo nie wiem, co będzie za cztery lata, ale gdybym miał takie możliwości wykorzystania budżetu i pracowników, to kampania wyborcza wyglądałaby zupełnie inaczej i pokusiłbym się o 70-80%. A ja przez swoje kilkanaście lat dyrektorowania nigdy nie wykorzystałem pracowników, dzieci czy rodziców do kampanii. Gdybym nie był pewny, że wygram, że ludzie mnie chcą, to nie podejmowałbym się udziału w wyborach. Jeżeli człowiek sprawuje wiele funkcji, to tym więcej ma przeciwników w małym środowisku. Nie jestem przywiązany do pieniędzy czy wygodnej posady. Działam dla ludzi. Każde trudne zadanie trzeba rozwiązywać, a takim zadaniem będzie stanowisko wójta. Decyzja startowania na wójta, to nie tylko decyzja indywidualna. Wynika to chociażby z ordynacji wyborczej, bo trzeba mieć wokół siebie grupę ludzi, którzy cię popierają, którzy chcą, abyś był wójtem.

J.Ś. - Co sądzi Pan o frekwencji? Prawie 68% w skali gminy, to bardzo dużo, a w okręgu Karpno-Mielno prawie 76%. O czym to, według Pana, świadczy?

A.L. - Najprostszym wyjaśnieniem jest to, że nastąpiła mobilizacja elektoratów obu kandydatów - tych, którzy chcieli zmiany, i tych, którzy tej zmiany nie chcieli. Głębsze wyjaśnienie opiera się na stwierdzeniu, że wysoka frekwencja świadczy o tym, że ludzie jednak chcieli zmiany. W perspektywie powiatu zmian jest niewiele. A u nas poprzednia opcja się nie sprawdziła, bo ludzie chcą pracowitej władzy, ale nie w takim wydaniu, jakim była.

J.Ś. - Obecnie najtrudniejszą sytuację przeżywają kobiety, absolwenci szkół i młodzież. To ich najbardziej dotykają bezrobocie i cywilizacyjne zagrożenia, jak np. alkoholizm. Co zamierza Pan zrobić dla tej grupy swoich wyborców?

A.L. - Będę aktywizował te grupy poprzez pogadanki, warsztaty i zajęcia profilaktyczne w salach wiejskich. Nie chodzi o to, żeby zająć im czas, bo nie mają co robić, ale chodzi o integrację lokalnych społeczności. Bez tej zewnętrznej aktywizacji ludzie się zamykają i zaczynają żyć tylko w swoim gronie. Należy wyzwalać ukryte talenty, wiele osób posiada wybitne uzdolnienia i trzeba to wykorzystać. Gdzieś w Internecie padło stwierdzenie: "Lemańczyk od serwetek", ale jeżeli na tych serwetkach będzie można zrobić biznes, zarobić pieniądze i ograniczyć bezrobocie, to niech będą te serwetki. Oczywiście z kaszubskim wzorem.

J.Ś. - Jak Pan wie, Głos Lipnicki powstał jako czasopismo antykopalniane. Jak zamierza Pan rozwiązać ten problem? Chodzi o powstawanie kopalń na terenie całej gminy, np. Brzozowo, Borowy Młyn.

A.L. - Jest to decyzja społeczeństwa, czy chcą takiej inwestycji, czy też nie. Nasza gmina jest tak różnorodna, że niektórym będzie to przeszkadzało, a innym nie. Na pewno kopalnia nie może powstać blisko ludzkich siedlisk, jezior czy terenów atrakcyjnych krajoznawczo czy historycznie. Dodatkowo musi być jasno określony wywóz kruszywa z kopalni, aby był on najmniej uciążliwy dla społeczeństwa. Po prostu trzeba wypracować kompromis korzystny dla obu stron.

J.Ś. - Jednym z punktów zapalnych miedzy redakcją Głosu, a wójtem Narlochem była sprawa dostępu do informacji publicznej, np. brak informacji o stanie zadłużenia gminy czy zwolnieniach z opłat za przyłącza wodociągowe czy kanalizacyjne. Czego możemy się spodziewać od Pana w tej sprawie?

A.L. - W ulotce wyborczej zapisałem, a na zebraniach mówiłem, że bardzo ważną sprawą dla mnie jest przejrzystość i jawność działań władz publicznych. W działaniach obecnych władz brakuje właśnie jasności. Trzeba dążyć do większej informatyzacji urzędu gminy, aby strona internetowa gminy spełniała swoją rolę. Można to osiągnąć również poprzez zwiększenie dostępu do darmowego Internetu. Do tego czasu planuję wydawanie gminnego informatora, nie na tydzień przed wyborami, ale systematycznie co kwartał dla wszystkich mieszkańców.

J.Ś. - Do rady gminy startowało 41 kandydatów. Jak chce Pan wykorzystać ten potencjał społecznego zaangażowania i aktywności?

A.L. - Jesteśmy krótko po wyborach. Jest 15 radnych. Moim daleko idącym celem jest to, aby słowo opozycja zniknęło w radzie gminy, a energię, potencjał i siłę wszystkich radnych chcę wykorzystać do rozwoju, budowania dobra i realizowania różnorodnych pomysłów. Nie jest moim zamiarem odsunąć i zamknąć radnych mojego kontrkandydata na zasadzie my i wy. To sytuacja niepożądana. Jeżeli chodzi o tych, którzy nie weszli do rady gminy, to myślę, że mogą oni swoją aktywność przejawić w inny sposób - funkcja sołtysa, radnego rady sołeckiej. Tutaj widziałbym te osoby. Bo jest z kogo wybierać.

J.Ś. - Ma Pan 10 głosów w radzie. Czy to nie jest zbyt komfortowa sytuacja?

A.L. - Mam 8 radnych z mojego komitetu. Z tymi ludźmi szliśmy do wyborów i na tych osobach będę się przede wszystkim opierał. Popierało mnie więcej kandydatów i chciałbym, aby i oni obecnie mnie poparli w mojej programowej jedności gminy.
Jeżeli chodzi o kandydatów, którzy startowali z komitetów mojego kontrkandydata, to zaproszę ich do współpracy, abyśmy zapomnieli o dzielących nas różnicach poglądowych i pracowali wspólnie na rzecz gminy i jej rozwoju.

J.Ś. - Krytykowaliśmy wójta Narlocha za wysokie wydatki administracyjne - 2 970 000 na 2010r. Co Pan zrobi w tym zakresie?

A.L. - Jest to dla mnie najtrudniejsze zadanie na początku pracy. Nie znam ilości osób zatrudnionych w urzędzie gminy, jakie zadania wykonują, czy mają adekwatne pobory do tych zadań i muszę przyjrzeć się temu zagadnieniu przez kilka najbliższych miesięcy.

J.Ś. - Jesteśmy jedną z niewielu gmin w Polsce, gdzie działa społeczny miesięcznik, który pisze ostro i dobiera się władzy do żywej skóry. Czy nie obawia się Pan krytyki ze strony naszego czasopisma?

A.L. - Jeżeli będę źle działał, będę ukrywał decyzje, no to ta ostra krytyka na pewno się pojawi. A ja takich powodów nie mam zamiaru dawać. Mogę podejmować kontrowersyjne decyzje i wtedy liczę na merytoryczną krytykę.

J.Ś. - Jest wiele spraw do załatwienia: konkretny remont dróg gminnych i wewnętrznych, dofinansowanie do remontu dróg powiatowych, wzmożony ruch na drodze wojewódzkiej (taki, że ludzie obawiają się iść chodnikiem - chociażby naprzeciwko starej szkoły), zagospodarowanie sal wiejskich, zaktywizowanie kobiet i młodzieży, pozyskiwanie środków zewnętrznych, obsługa zaciągniętego długu, tworzenie sołeckich stowarzyszeń, utworzenie grup producenckich, promocja gminy, promocja produktów tradycyjnych i lokalnych, spór o boisko w Prądzonie, czarna magia w gminnej geodezji. Jak Pan zamierza sobie z tym poradzić?

A.L. - Przede wszystkim systematyczne i powolne prostowanie spraw, które wzbudziły emocje, falę konfliktów i krytyki. Stawiam na rozmowy, rozmowy i jeszcze raz rozmowy z zainteresowanymi osobami.
Problemem są natomiast rozhulane działania gminy. Nie mam na ten temat jeszcze dostatecznej wiedzy. Potrzeba tutaj kilku miesięcy pracy i być może niektóre inwestycje zostaną wstrzymane, bo będę musiał utrzymać płynność finansową gminy.
Pierwszy miesiąc mojej pracy to wgłębianie się w pracę urzędu gminy, a potem będzie czas na rozmowy w sprawach kontrowersyjnych, bo nie chcę tematów niewygodnych pozostawić bez rozstrzygnięcie na koniec kadencji.
Wszystkie zadania, które zostawiła poprzednia władza, zweryfikuję po nowym roku rozmawiając z mieszkańcami podczas zebrań wiejskich przy okazji wyborów nowych sołtysów.

J.Ś. - Dziękuję za udzielenie wywiadu. Życzę Panu w imieniu redakcji Głosu siły do realizacji ambitnego planu pracy. Co chciałby Pan powiedzieć na zakończenie naszej rozmowy?

A.L. - Dziękuję wszystkim, którzy stanęli przy mnie podczas kampanii wyborczej. Jak powiedziałem wyżej, wybory to praca zespołowa i mój sukces jest sukcesem moich współpracowników w komitecie wyborczym, moich kandydatów na radnych, wszystkich, którzy mnie poparli i wiążą z moją osobą wielkie nadzieje. Równocześnie pragnę podziękować wszystkim, którzy uczestniczyli w wyborach. Dziękuję za ich obywatelską, demokratyczną postawę. Pokazaliśmy w województwie, a nawet w Polsce, że jesteśmy dojrzałym i świadomym swych praw i obowiązków społeczeństwem. Tym bardziej jestem dumny, że jestem Gochem. Dziękuję za życzenia i rozmowę.


ARCHIWUM
GALERIAWIADOMOŚCI
LINKI2010
PRASA LOKALNA2009
REDAKCJA2008
 2007
 PRASA LOKALNA
 2010
 2009
1 % 2013
na LIPNICZANKĘ
2008
 
  
Liczba odwiedzin :  7634Copyright © Wornk 2008-2012AKTUALIZACJA: 08.01.2012r.