Wywiad z Dyrektorem Zespołu Szkół w Lipnicy panem Andrzejem Lemańczykiem.
Jaromir Śpiołek: Zacznijmy od początku. Od kiedy pełni Pan funkcję Dyrektora Zespołu Szkół
w Lipnicy i dlaczego podjął się Pan tego zadania?
Andrzej Lemańczyk: Witam na łamach bodaj pierwszej typowo "lipnickiej gazety" (były wcześniej
uczniowskie próby wydawania szkolnej gazetki, ale niestety uczniowie kończą szkołę i często
pomysły nie są kontynuowane). Gratuluję pomysłu!
Wracam po tej krótkiej dygresji do pytania. Funkcję kierowania lipnicką szkołą objąłem 1 września
1999 r. Udzielić odpowiedzi na drugą część pytania jest mi trudniej. Złożyło się na to więcej
czynników. W 1999 r. miałem już 12 letnie doświadczenie pracy w oświacie (Szkoła Podstawowa w
Brzeźnie Szlacheckim). Byłem także w kilku gremiach decyzyjnych (gminnej komisji socjalnej,
wiceprezesem ZNP, członkiem społecznego komitetu budowy sali gimnastycznej). W tym samym roku
rozpoczęła się reforma polskiego systemu oświaty, m.in. utworzenie gimnazjów. Wówczas padały
podpowiedzi zaprzyjaźnionych osób pracujących w oświacie, abym się zdecydował kierować tworzonym
gimnazjum. Jak wiemy samodzielne gimnazja nie powstały, do dzisiaj mamy strukturę Zespołów Szkół
(co w naszym lokalnym wydaniu pochwalam). Decydującym momentem podjęcia decyzji o kandydowaniu
na dyrektora Zespołu Szkół w Lipnicy była rezygnacja z ubiegania się o to stanowisko byłego
dyrektora p. Franciszka Latuszewskiego. Miałem wówczas wiele obaw i rozterek pomimo, że nie
boję się nowych wyzwań. Dzisiaj odpowiem krótko, nie żałuję tamtej decyzji, zarazem dziękuję
mojemu poprzednikowi za pomoc w przejęciu placówki, a za wszystkie sukcesy całemu gronu i
personelowi lipnickiej szkoły.
J.Ś.: Widać, że w ostatnich latach szkoła w Lipnicy korzystnie zmieniła swoje oblicze.
Proszę przedstawić Czytelnikom krótką historię tych pozytywnych zmian i osiągnięć, dzięki
którym do tego doszło. Co udało się Panu zrealizować przez ten czas, a czego nie udało się dokonać?
A.L.: Nie będę ukrywał, że placówka w 1999 r. była w złym stanie. Był to moment dopiero
kilkuletniej podległości szkół strukturom samorządowym. Wcześniej o finansach decydowały
kuratoria. To nie tylko szkoła w Lipnicy była w fatalnym stanie (oczywiście jako obiekt).
Byliśmy daleko od wojewódzkiego Słupska i środki rzadko trafiały tak daleko w teren.
Konieczne było budowanie nowego obiektu gimnazjum, co nie było z początku przyjmowane z
entuzjazmem przez ówczesną Radę Gminy. W skład szkoły wchodził budynek przy ul. Słomińskiego
48 z 1899 r. Do szkoły należały też obiekty w Ostrowitem i Borzyszkowych. Te budynki także
nie spełniały żadnych współczesnych norm. Od pierwszych miesięcy zabrałem się za konieczne
zmiany (pamiętne drzwi wejściowe, których nie można było domknąć). We wszystkim znajdowałem
sojuszników i przyjaciół. Pierwszy z pomocą był p. Nadleśniczy Zbigniew Dyngosz. Później PZU,
p. Leszek Gierszewski (Drutex), żwirownia Ostrowite (wtedy jeszcze BZEK), p. Wojciech Megier
(Karo), p. Witold Wicher (Paula), p. Franciszek Adamczyk (Artech II). Nie są to wszyscy, którzy
pomagali i pomagają nadal lipnickiej szkole. Umiałem także "dopukać" się do drzwi ministerialnych
(do dzisiaj utrzymuję stałe kontakty z byłym ministrem i dwoma wiceministrami MEN). To zaowocowało
kilkakrotnie dotacjami na remonty szkoły. Udało mi się także przeprowadzić termomodernizację
szkoły (stary budynek z 1967 r.). Zostały wymienione okna, grzejniki, kotły c.o., ocieplenie
ścian, dachu i położona kolorystyka. Część zaciągniętych zobowiązań została umorzona. Z poczynionych
oszczędności w tzw. "rzeczówce" remontowałem systematycznie wnętrze szkoły. Znajdowałem także
zrozumienie u p. wójta Leopolda Jankowskiego i Rady Gminy. Przy okazji budowy nowego obiektu
gimnazjum udało się wyremontować niektóre pomieszczenia, np. nowe okna w dwóch klasach, czy też
wymienić większość mebli w "starej" szkole. Bez współpracy i pomocy innych sam bym pewnie nic
nie zrobił. Stan budynków szkolnych jest dobry, jednak jeszcze wiele miejsc wymaga interwencji
i remontu. Nie są jednak to już uciążliwe sprawy i także nie tak kosztowne, jak to co zostało
już zrobione. Część środków pozyskuję z wynajmu sal na obozy (do tej pory ok. 20 tys. zł, a mam
już następne zamówienia). W tym celu dwa lata temu przygotowałem bazę noclegową, wszystkie sprzęty
oczywiście nowiutkie.
J.Ś.: W tym roku szkolnym kończy się Pana druga kadencja na stanowisku dyrektora. Czy zamierza
Pan ponownie ubiegać się o to stanowisko? Z jaką ofertą dla naszej szkoły chciałby Pan wystąpić
w zbliżającym się konkursie?
A.L.: Właściwie to już trzecia kadencja. Pierwsze dwie, po dwa lata, były związane z obowiązującymi
wówczas przepisami. Były zapisy prawne o funkcjonowaniu tylko przez dwa lata zespołów szkół. W 2003
r. ten zapis zniesiono i powierzono mi stanowisko dyrektora na 5 lat. Gdybym nie włożył serca w tę
szkołę i to nie tylko w remonty, i budowę, ale także w budowanie zespołu, tworzenie przyjemnej i
przyjaznej szkoły uczniom, nie widziałbym się dalej w tej roli. Mam jeszcze wiele planów związanych
z rozwojem szkoły. Nie chciałbym zdradzać moich planów, ale niektóre mogę przedstawić: koniecznie
język angielski od IV klasy szkoły podstawowej, jeszcze większa integracja zespołu pracującego w
placówce, włączenie rodziców w życie szkoły, pozyskiwanie środków zewnętrznych (może już nie na
remonty, ale zwiększenie oferty edukacyjnej), umocnienie regionalizmu wraz z językiem kaszubskim
(podjęliśmy już próbę utworzenia szkolnej kapeli) oraz nadanie imienia gimnazjum.
J.Ś.: Wiemy, że jest Pan jednocześnie dyrektorem Zespołu Szkół, prezesem Oddziału Lipnickiego
ZK-P, radnym Powiatu Bytowskiego, pomysłodawcą i organizatorem rozgrywek "Lipnickiej Baśki",
organistą w kościele w Brzeźnie Szlacheckim, egzaminatorem języka kaszubskiego ... - Jak znajduje
Pan na to wszystko czas?
A.L.: Pełnię sporo funkcji jak na jedną osobę. Większość z nich to funkcje społeczne. Oprócz
wymienionych mam jeszcze kilka. Dobre zorganizowanie, systematyczność, chęć zrobienia czegoś,
własna satysfakcja - to klucz do sukcesu i odpowiedź na pytanie. Role jakie pełnię w życiu
społecznym ani się nie kłócą, ani nie kolidują czasowo. Organistą (zbyt dumnie jak na moje
umiejętności to brzmi) jestem w niedziele i święta. Sprawami ZK-P zajmuję się okazjonalnie,
w wolnym czasie, a zebrania są wieczorami. Ta działalność daje mi dużo satysfakcji i przy
okazji nawiązuję nowe kontakty z ciekawymi ludźmi. "Baśka" to dla mnie przyjemność i nie biorę
tego za jakiś obowiązek, tylko potrzebę zgromadzenia ludzi, którzy zabawią się, pogadają po
kaszubsku i jednocześnie rozreklamują naszą gminę (30 marca br. po raz trzeci będziemy gościć
w murach szkoły karciarzy z całego województwa). Jako radny Powiatu Bytowskiego chciałbym się
przyczynić m.in. do poprawy stanu dróg powiatowych na terenie naszej gminy. Jestem przewodniczącym
Komisji Edukacji, Kultury i Sportu. Pomimo ogromu zajęć potrafię jeszcze znaleźć czas dla rodziny
i znajomych.
J.Ś.: Jest Pan jednym z niewielu, a zaryzykowałbym twierdzenie jedynym, który pozyskuje fundusze
zewnętrzne dla naszej gminy. Ile udało się pozyskać środków finansowych do tej pory? Jak Pan to
robi? Jaka jest recepta na pozyskiwanie dodatkowych źródeł finansowania naszej szkoły?
A.L.: Tu nie zgodzę się z tym stwierdzeniem. Wiem o pozyskiwanych środkach zewnętrznych przez
lokalnych przedsiębiorców. Oczyszczalnia w Osusznicy też nie jest wykonana tylko za gminne pieniądze.
Fakt, że udało mi się pozyskać kilkakrotnie środki zewnętrzne. Na kolejne czekamy (decyzja ma zapaść
w tym miesiącu). Ponownie powtórzę jest to zasługa zespołu. Mam takich nauczycieli, którzy wspólnie
umieją napisać wniosek. Mam też kilka sukcesów osobistych w tej materii. Sukcesy jednak chwalą się
same i nie ma potrzeby ich nagłaśniać. Mają służyć naszym uczniom i lokalnej społeczności. Gdybym
miał podać łączną kwotę pozyskanych przeze mnie, przez placówkę środków zewnętrznych dla lipnickiej
szkoły w ostatnich 9 latach, byłaby to kwota rzędu kilkaset tysięcy złotych (a może i więcej).
Recepty na to zagadnienie nie podam, bo takiej nie ma. Trzeba zawierzyć ludziom, dać im możliwości
rozwoju, wspólnego działania, inicjatywy, wspomóc radą, pomysłem. Czasami szczęściu należy pomóc,
a ja takiej pomocy wiele razy doznałem u przyjaznych mi osób.
J.Ś.: Czy w swojej pracy znajduje Pan oparcie w kadrze pedagogicznej? Czy jest to sprawdzony,
kompetentny zespół nauczycieli/ pracowników oświatowych, czy też, jak twierdzą niektórzy mieszkańcy
naszej wsi, grupa roszczeniowych "darmozjadów", "karmiona przez rolników" i uważająca, że "tytuł magistra
jest automatycznym wyróżnikiem mądrości"?
A.L.: Zacznę od drugiej części pytania. Nie słyszałem, aby mieszkańcy naszych stron
w taki sposób określali nauczycieli. Jeszcze w naszych stronach darzą nauczycieli szacunkiem (chociaż
pewnie wyjątki się zdarzają). Wielu naszych nauczycieli to przecież członkowie różnorodnego pokroju
rodzin, są nauczyciele z rodzin kaszubskich rolników, biznesu, urzędników, rzemiosła itd. Chciałoby
się powiedzieć, że oni także "karmią" nas jako społeczeństwo, a dosłownie karmią wiedzą nasze dzieci.
Nie zauważyłem aby nasi nauczyciele się wynosili, chociaż na pewno są dumni z tego co robią.
Nie miałem w swojej pracy także sytuacji roszczeniowych. Krążą takie uogólnienia w ogólnopolskich
mediach i zazwyczaj dzieje się tak przy okazji podwyżek płac tej grupy zawodowej. Zapewniam,
że w szkole nikt nie zarabia kokosów i sądzę zarazem, że nauczyciele w mojej placówce nie podają
takiego problemu jako najważniejszy (chociaż każdy chciałby zarabiać więcej - nie tylko nauczyciel).
Na pierwszą część pytania została już udzielona wcześniej odpowiedź. Gdyby nie nasza zespołowa
wspólna praca szkoła nie osiągnęłaby żadnych sukcesów. Gdybym nie miał oparcia w gronie, w kadrze
pedagogicznej zapewne bym się męczył tą pracą i nie chciałbym kierować taką placówką. Moja polityka
kadrowa doprowadziła do tego, że nasi nauczyciele mają pełne kwalifikacje, większość z nich ma
kwalifikacje do dwóch lub więcej kierunków nauczania. Życzę wszystkim szkołom takiego zespołu.
J.Ś.: Jak układa się Panu współpraca z nowymi władzami Gminy oraz Gminnego Zespołu Oświaty?
A.L.: Zawsze byłem lojalnym pracownikiem, tym bardziej wobec przełożonych.
Nie mogę nic zarzucić co do współpracy z władzami Gminy. Oczekiwania szkoły są spełniane.
Nie mam bardzo wielu kontaktów z p. Wójtem czy Radą Gminy dotyczących typowo problemów szkoły.
Większość spraw dyrektorzy szkół załatwiają w Gminnym Zespole Oświaty, a ta współpraca czy to z
p. Franciszkiem Latuszewskim, czy też p.Ludwikiem Lencem układa się wzorowo.
J.Ś.: W jaki sposób pragnie Pan jako prezes Oddziału Lipnickiego ZK-P oraz członek
Zarządu Głównego ZK-P odpowiadający za edukację, propagować kaszubszczyznę na terenie Gochów?
A.L.: Na tym polu działalności też nie jestem sam. Nie wszystkie pomysły są moje.
Ludzie spoza Gochów także interesują się rozwojem naszej gminy. Dla przykładu do szkolnej biblioteki
i na nagrody dla uczniów udało mi się nieodpłatnie pozyskać prawie 600 książek wartych ok. 14 tys. zł.
Chciałbym, aby nauczyciele z terenu gminy zajmujący się nauką języka kaszubskiego oraz edukacją
regionalną spotykali się na lokalnych konferencjach i warsztatach. Wymieniali się doświadczeniami
i ze sobą współpracowali. Jestem po wstępnych rozmowach, aby zainaugurować taką formę zajęć.
Efektem miałoby być wydanie naszego lokalnego zeszytu ćwiczeń, który przybliży uczniom historię,
tradycję, geografię, kulturę i język Gochów. Jako oddział ZK-P co jakiś czas organizujemy otwarte
uroczystości patriotyczne. Pamiętamy również o działaczach z terenu Gochów, którzy już od nas odeszli.
W tym roku obchodzimy 25. lecie reaktywacji oddziału i z tej okazji odbędą się uroczystości 27 września br.
Planuję punkt programu otwarty dla wszystkich mieszkańców. O szczegółach obchodów Zarząd poinformuje
lokalną społeczność w późniejszym terminie. Internautów zapraszam na zrzeszeniową stronę
www.zkp.gochy.pl.
J.Ś.: Jak Pan sądzi, dlaczego w tak silnie utożsamiającym się z kaszubszczyzną regionie
niewidoczne jest w ogóle rękodzieło kaszubskie? Dlaczego ludzie "z Polski", odwiedzający naszą
gminę, nie mogą kupić pamiątek z Gochów? Sądzę, że mogłaby to być prężnie rozwijająca się
i przynosząca dodatkowe dochody ludziom i gminie gałąź rzemiosła ludowego.
A.L.: Powód jest prosty. Brakuje w szkołach zajęć i fachowców (muszą być jeszcze kwalifikacje),
aby młodzież szkolna ukazała swoje umiejętności. To jest dobry przykład na pomysł wykonania tego zadania
w najbliższym czasie i pozyskania na to środków. Zastępczo lokalni sklepikarze mogliby w swoich sklepach
zaoferować rękodzieło kaszubskie pozyskane z terenu Kaszub. Najbliższa pracownia jest u p. Recy w Tuchomiu.
Może dołączyliby się wtedy lokalni hafciarze (bo tacy wiem, że są), malarze itp. W tej chwili faktycznie
ciężko u nas kupić cokolwiek regionalnego. Wytworzenie konkurencji (nawet zewnętrznej) powinno spowodować
obudzenie się tego rynku.
J.Ś.: Od ponad roku gmina Lipnica przeżywa istny "najazd" inwestorów pragnących rozkopać
ją wzdłuż i wszerz aby wydobyć żwir i piasek. Czy rzeczywiście jedynym rozwiązaniem dla naszej
gminy jest zamienienie jej w jeden wielki okręg wydobywczy? Jakie jest Pańskie zdanie na ten temat?
A.L.: W moim programie wyborczym zawarłem punkt "pomoc rolnikom w tworzeniu na
nieurodzajnych ziemiach kopalni żwiru". Nie wycofuję się z tego hasła. Wiem ile rodzin z tej
działalności rozwinęło swoje gospodarstwa, pobudowało domy lub obejścia gospodarcze, wykształciło
swoje dzieci. Sam osobiście nie korzystałem ze "żwirowych zysków", moja rodzina nie miała ziemi.
Wiem jakie są tego zalety dla rolniczych rodzin. Niestety wiele budzi kontrowersji "boom", jaki się
wytworzył w ostatnim czasie. Jestem za żwirowniami, ale na ściśle określonych warunkach. Nie może
być tak, że wszędzie powstaną, zrujnują nasz piękny krajobraz i jeszcze pozostaną inne ekologiczne
zniszczenia. Od 30 lat obserwuję pobliską mojego miejsca zamieszkania żwirownię. Jest to już pewna
konieczność istnienia. Nie życzę, aby ktoś pod domem miał tego typu zakład. Jako radny Powiatu
Bytowskiego także protestuję ze względu na nasze słabe drogi. Kiedyś były to kilkutonowe samochody.
Dzisiaj mamy kołowęże na drogach i strach o dzieci chodzące poboczami. Te warunki będą się musiały
bardzo szybko zmienić. Tylko przyklasnąć istniejącym dwóm firmom tego czego dokonały w ostatnim
czasie inwestując na drogi przy ich zakładach. Liczę na wyprowadzenie transportu na dogodniejsze
i mniej uciążliwe dla mieszkańców drogi. Nagłe zwiększenie ilości wydobywanych ilości żwiru
spowoduje nieprzewidywalne uciążliwości dla nas mieszkańców. Ten żwir przecież będzie także
potrzebny za kilkadziesiąt lat. Niech też nasi potomni mogą o czymś decydować.
J.Ś.: Jak Pan, jako Kaszub z krwi i kości i uznany działacz regionalny postrzega powtarzający się
problem traktowania ludzi, którzy przybyli z różnych regionów Polski na Gochy jako "naszłych", "obcych"
czy "spadochroniarzy"? Oczywiście wszędzie ludzie z "zewnątrz" traktowani są nieufnie, ale chyba nigdzie
z tak silnym dystansem jak tu?
A.L.: To pytanie nie dotyczy mojej osoby. Jestem Kaszubą z krwi i kości. Na dodatek jestem z dziada,
pradziada Gochem. Jestem dumny z tego pochodzenia. Pomimo to nie traktuję nikogo jako obcego.
Natomiast jakby nie nazywać ludzi przybyłych z zewnątrz, bardzo wielu z nich wniosło wiele w rozwój
Gochów, są znanymi mieszkańcami tego terenu, udzielają się zawodowo i też społecznie. Wydaje mi się,
że czas zamknięcia na inne grupy społeczne już minął i odszedł bezpowrotnie. Często zauważam, że
takie osoby bardziej są zaangażowane w sprawy lokalne niż miejscowi (nie uogólniam). Może wynika
to z chęci zaistnienia, a może tak bardzo umiłowali nasze przepiękne Gochy i mieszkańców tej ziemi?
Na koniec pozwolę sobie przypomnieć moje hasło: "Pamiętaj! Każdy potrafi obiecać , ale nie każdy
umie działać."
--> Komentarze na forum