Divide et impera!
Urząd Gminy w Lipnicy od czasu nastania nowej władzy wstrząsany jest co jakiś czas personalnymi zmianami.
Nasza redakcja śledziła je na bieżąco. Nadszedł czas na podsumowanie i komentarz.
Najpierw pożegnał się ze swoim stanowiskiem sekretarz gminy Piotr Lemańczyk. Wójt tłumaczył, że stracił do niego zaufanie, gdyż: "Prawie tydzień musiałem czekać na pieczątki,
a tabliczkę z nazwiskiem poprzednika musiałem zdjąć sam".
(inf. za: http://nowydworgdanski.naszemiasto.pl/wydarzenia/681207.html). Następnie zwolnienie
dotknęło księgową Irenę Neckar. W powszechnej opinii byli kojarzeni z osobą byłego wójta L. Jankowskiego i jako tacy nie byli "po linii ideologicznej" nowej opcji. Wkrótce po tym z pracy
w GZO odeszła Agnieszka Prądzińska. Na pożegnanie usłyszała od wójta: "No to z Bogiem". Zaczęło być dziwnie. Wójt w ramach odmładzania kadry zapowiedział kierownikowi GZO Franciszkowi
Latuszewskiemu, że chce na jego miejsce zatrudnić kogoś młodego. Okazuje się, że tym "młodym" został emeryt z Bytowa Ludwik Lenc, dobry znajomy M. Świontek Brzezińskiego, który także uwił
sobie "spokojne" gniazdko w nowym urzędzie w oczekiwaniu na emeryturę. Tyle zostało z "odmładzania". Pamiętamy słowa wójta o zaszczycie, jaki spotkał naszą gminę w związku z zatrudnieniem
M. Świontek Brzezińskiego, oficjalnie na stanowisku kontrolera finansowego i zastępcy głównego księgowego
(inf. za: http://pomorze.naszemiasto.pl/wydarzenia/686179.html). Zresztą do końca nie wiadomo, jaką
funkcję pełni p. Michał, bo wójt często mówi, że tylko sekretarza, chociaż sam zarządzeniem nr 11/2007 powierzył mu pełnienie obowiązków swojego zastępcy i sekretarza.
(inf. za: http://bytow.naszemiasto.pl/wydarzenia/814264.html). Wójt rozpoczął potem wojnę z Witoldem
Trzecińskim (słynna sprawa "Witoldu") i przeniósł Tomasza Łąckiego z referatu inwestycji do referatu rolnictwa pod czujne oko Jana Narlocha: tak na wszelki wypadek. W rezultacie wojnę
nerwów wygrał W. Trzeciński uzyskując zadawalający dla siebie wyrok w Sądzie Pracy w Człuchowie. Atmosfera gęstnieje. T. Łącki mając szansę zostać sekretarzem urzędu gminy Studzienice,
skorzystał z nadarzającej się okazji i pod nieobecność sekretarza i kierownika referatu rolnictwa, którzy faktycznie sprawują władzę w urzędzie, uzyskał od wójta zwolnienie z pracy za
porozumieniem stron. Wójt na swoje nieszczęście wyraził zgodę i... rozpętała się burza z piorunami, ale T. Łącki był już wolny od codziennego stresu. U nas zwykły inspektor, tam sekretarz.
Wykształcenie wyższe z "podyplomówką", młody, pełen energii. Dlaczego nie został doceniony u nas? Dlaczego u nas nie awansował? No bo jak, on miałby wydawać dyspozycje kierownikowi referatu
rolnictwa? O, nie! W Studzienicach natomiast zostaje sekretarzem gminy! Zadowolony, wdraża się w obowiązki, poznaje ludzi i gminę, zaskoczony jest życzliwą atmosferą panującą w studzienickim
urzędzie gminy.
Wójt Szpakowski rzeczywiście postawił na młodość. A u nas? Chyba najbardziej charakterystycznym przykładem jest zatrudnienie z "łapanki" mgr Stefana Rudnika jako inspektora
ds. kultury i pozyskiwania środków unijnych. Pan Rudnik jeszcze w ubiegłym roku złożył podanie o pracę w urzędzie gminy i nieoczekiwanie 14 maja br. został powiadomiony osobiście
przez p. Michała o swoim przyjęciu na w/w stanowisko. Mimo swoich obowiązków pełnionych w szkole S. Rudnik z wielkim zaangażowaniem przystępuje do nowej pracy. Przechodzi szkolenie
na temat możliwości pozyskania środków z funduszy europejskich oraz poświęca tydzień ciężkiej pracy na napisanie wniosku o dofinansowanie, przy pełnej akceptacji projektu przez włodarzy.
Kiedy projekt jest gotowy władza przegląda dokument po czym, ląduje on ... w koszu. S. Rudnik postanawia rzucić to miejsce pracy, gdyż nie chce marnować swego cennego czasu z ludźmi
niekompetentnymi. W tym samym mniej więcej czasie ze stanowiska księgowej GOPS rezygnuje Mirosława Najman. Na księgową GOPS-u zostaje przyjęta osoba z... Bytowa! Nietrudno się domyślić
skąd może zostać wyłoniony ponownie pracownik ds. kultury i pisania wniosków unijnych po Stefanie Rudniku.
Nam nie brakuje w gminie zdolnych, młodych ludzi chętnych do pracy. Mamy jednak pecha do władzy, która nie potrafi wykorzystać drzemiącego w nich potencjału.
Wspomnieć należy również także niefortunny dla władz konkurs na dyrektora Zespołu Szkół w Lipnicy, placówki podległej
organowi prowadzącemu, czyli Urzędowi Gminy. Pomimo znalezienia po wielu podchodach kontrkandydata na to stanowisko - wszystko na próżno. O tym, że wynik konkursu nie jest po myśli włodarzy,
może świadczyć fakt, że do tej pory na BIP-ie nie ma o tym żadnej informacji (!). Przypomnijmy, że konkurs odbył się 27 maja, a pozytywną opinię Pomorskiego Kuratora Oświaty dotyczącą
powierzenia stanowiska Andrzejowi Lemańczykowi, wysłano z Gdańska 26 czerwca.
Z ostatniej chwili: korzystając z tegorocznej nowelizacji ustawy o emeryturach i rentach na wcześniejszą emeryturę z dniem
1 lipca przeszedł Henryk Prądziński, pracownik referatu kadrowo-organizacyjnego i gospodarczego, a z docierających do nas informacji wiemy, że z tej okazji pragną skorzystać kolejni
pracownicy urzędu. Dlaczego nie chcą pracować jeszcze kilka lat dłużej?
Czy rzeczywiście wszystkie wyżej opisane przypadki to "jedynie porządkowanie pracy urzędu", jak to określił swego czasu
wójt na łamach "Dziennika Bałtyckiego", czy też kadrowy chaos panujący w lipnickim urzędzie? Tę ocenę pozostawiamy Wam, drodzy czytelnicy.
Jaromir A. Śpiołek
--> Komentarze na forum